31.07.08, czwartek.
Ostatni dzień wyprawy spędzamy w Rylskim Monastyrze. Kupujemy pamiątki - gliniane talerzyki, różany zapach w drewnianej szkatułce, syrene i lutenicę. Pieszo wybieramy się do Kiryłowej Polany, by odwiedzić w tamtejszym barze na kempingu naszego znajomego z zeszłego roku. Z Polany robimy około godzinny rekonesans szlakiem żółtym w kierunku Ribni Ezera . Pod wieczór jesteśmy z powrotem na naszym kempingu. Tu siadamy w barze i zamawiamy po piwie. Kelnerka obsługująca nas nie może sobie poradzić z czkawką, mimo to nie przerywa pracy. Na jedzenie niestety nam już nie starcza pieniędzy, mieliśmy odliczone lewa tylko na ostatni toast i małą rezerwę na podróż. Ale mamy jeszcze trochę zapasów: zupki chińskie, sporo kiełbasy i paczkę chleba, część zjadamy na kolację, resztę zostawiamy na podróż do Warszawy. Widząc jak odliczamy na dłoni pieniądze grupa Polaków podróżujących z dziećmi (głównie po Grecji) przysiada się do nas i stawia nam wino. Zamawiają też dodatkową porcję sera i częstują nas, rozumiejąc najwyraźniej że jesteśmy turystami u kresu podróży. Przy stoliku siedzi też para Francuzów z Bretanii. Palą papierosa za papierosem, rozkoszując się niskimi cenami tytoniu w Europie wschodniej. Gdy jedno z polskich dzieci zwraca uwagę, że Francuz właśnie wypala czwartego, ten prosi, żebym małemu Polakowi wytłumaczyła, że we Francji jest drogo i wreszcie się może do woli napalić. I tak skleconą brygadą spędzamy porządnie zakrapianą ostatnią, zieloną noc. Sympatyczni Polacy stawiają kolejne kolejki rakiji, która wyśmienicie wlewa się w gardło, Francuzi częstują tanimi papierosami. Dzieci już dawno poszły spać, a my wszyscy… umacniamy przyjaźń polsko-francuską, jakżeby inaczej. Pijemy za Rewolucję i Napoleona, choć za tego ostatniego Francuzi z większą rezerwą niż Polacy.
1.08.08, piątek.
Dzień zapowiada się ciężko, trzeba się dostać przed 13-tą do Sofii. Ale głowa nie jest aż tak ciężka jak można by oczekiwać, rakija to przyzwoity trunek. Docieramy autobusem do Dupnicy. Tu szukamy autobusu bądź pociągu do Sofii. Niestety jedyny dojazd jest do Sofia Owcza Kupiel! - strajk autobusów. Będziemy tam o 12-tej według planu. Z przerażeniem jednak myślimy o tym jak się dostaniemy do centrum w ciągu godziny żeby zdążyć na nasz autokar do Warszawy i czy znowu nie będzie chciał nas oszukać jakiś taksówkarz. Mężczyzna w kolejce do kasy uspokaja nas, że też będzie się chciał dostać do centrum i że weźmiemy razem taksówkę. Wszystko jako tako dobrze się kończy. Docieramy przed 13-tą na dworzec główny, ładujemy plecaki i zajmujemy miejsca w autokarze. Szczęśliwi, że się udało, smutni, że to już koniec na ten rok. I znowu zaczyna się odliczanie miesięcy do kolejnych wakacji.