25.07.2008. piątek
Droga ze schroniska Wichren do schroniska Demianica jest przepiękna widokowo przy dobrej pogodzie. Szliśmy nią 2 i 3 lata temu, ale gęste chmury, mgła i wreszcie burza zakłóciły nam podziwianie widoków. O 6 rano niebo jest częściowo zachmurzone, prognozy zapowiadały na dziś „przejaśnienia”. To bardzo ciekawy sposób podawania informacji o stanie rzeczy, widzenie szklanki do połowy pełnej a nie pustej. Wyruszyliśmy więc pełni dobrych myśli, że dojdziemy do celu suchą stopą. Wyjście na szlak ze schroniska nie sprawia nam problemu, zbadaliśmy go rok temu. Obchodzimy budkę z kawiarnią i zaraz widać mostek, przez który przechodzimy i już jesteśmy na szlaku. Robimy sobie krótką sesję zdjęciową z górami w tle. Po ok. 2 godzinach jesteśmy na rozwidleniu szlaków czerwonego i zielonego. Krótki postój na drugie śniadanie, i nagle słyszymy znajomy głos – Tomek z Małgosią wracają z przełęczy Winiarska Porta. Małgosi typ urody – blondynka, duże błyszczące oczy i szeroki wyraźny uśmiech – to ideał urody Taty. Robimy sobie wszyscy jeszcze jedno pamiątkowe zdjęcie na tle znaku wskazującego rozwidlenie szlaków i jeszcze raz żegnamy się, życząc sobie szerokiej drogi. Wspinamy się na przełęcz, wraz z wysokością zagęszcza się też mgła, wzmaga wiatr. Niebo całe w szarych chmurach, gdzieniegdzie rzeczywiście zdarzają się przejaśnienia. Udaje nam się załapać na ładne widoki na Wichren, Hwojnati Wrych i Graniten. Podejście na przełęcz jest dość ciężkie, bo strome, w dodatku dziś idziemy z całym dobytkiem na plecach. Z każdym zakosem wydaje się nam, że już za chwilę dojdziemy na przełęcz, ale za jednym wzniesieniem odkrywa się następne i następne. Wreszcie jednak dochodzimy, na przełęczy wieje lodowaty wiatr, nacierają chmury. Robimy szybko zdjęcia, zrzucamy z siebie na chwilę plecaki, żeby plecy odpoczęły, i zaraz potem ruszamy dalej bo jest tu zimno. Za przełęczą idziemy jeszcze jakiś czas granią, a potem już, dosyć stromo, w dół. Po drodze mamy piękne widoki na Jeziora Bynderiszkie w dole, a jakiś czas później przechodzimy obok jez. Górnego i Rybnego. Tu jakiś turysta stoi z wędką, mówi jednak, że nie biorą. Okolica jest tu przepiękna, jakby jakiś tajemniczy mikroświat odcięty od cywilizacji. Jeziora, potoki snujące się meandrami między soczysto zielonym mchem i trawą. Kosodrzewina , limby (5 igieł z jednego krótkopędu), bogactwo górskich odmian kwiatów. W powietrzu mieszają się aromaty ziół. Z niebieskich kwiatuszków rosnących tu w górach można przyrządzić pyszny czaj. Do Demianicy dochodzimy suchutką stopą przed 16-tą. Szlak jest bardzo dobrze oznakowany. Nasze kochane schronisko. W sali jadalnej czysto, ani jednej muchy, co się od razu rzuca w oczy po pobycie w Wichren, gdzie chmary much natrętnie usiłowały towarzyszyć turystom przy każdym posiłku. Dostajemy domek z kilkoma piętrowymi łóżkami. Idziemy na piwo i kolację. W TV włączony jest program Fołkłor, gdzie non stop lecą teledyski z bałkańską muzyką ludową. Większość teledysków to niskobudżetowe produkcje, gdzie przed nieruchomą kamerą członkowie zespołu odtwarzają tradycyjne układy taneczne, ale naprawdę przyjemnie na to popatrzeć i posłuchać. Obsługa tutaj ma opanowany język angielski. Młode dziewczyny słuchają włoskiej klasyki z lat 60-tych, chłopak właśnie przyniósł gitarę.
26.9.08
Suchą stopą do Demianicy
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz