23.07.2008, środa.
W nocy nad naszym schroniskiem przetoczyło się ok. pięciu burz. Rano byliśmy wciąż w chmurach, powietrze na zewnątrz było wilgotne i gęste, widoczność w białej mgle jedynie na 2-3 metry. Postanowiliśmy realizować ułożony wczoraj plan B. Zjeżdżamy w dół do Kresnej, przemieszczamy się do Banska i tam wjeżdżamy do schroniska Wichren, 100 m wyżej niż Warbite i w środku gór. Tam będziemy robić dokładnie to samo co tutaj, obserwować niebo, czekać. Tyle że bliżej gór. Pracownik schroniska chce nas zawieźć do Kresnej za 30 lewa. Postanawiamy się jednak skontaktować z poznanym wczoraj dyrektorem Pirinu. Po chwili Tata wraca do pokoju z wiadomością, że Iwan, dyrektor, za chwilę po nas przyjedzie. Zastanawiamy się z Grażynką długo czy to żart, jak to, tak po prostu przyjedzie po nas? Ale rzeczywiście za jakiś czas zjawia się dyrektor! Prosi jeszcze tylko, żebyśmy poczekali z godzinę, ma w okolicy do dokończenia pracę, poprawiają oznaczenia szlaków, a potem zawiezie nas na dół.
Jest koło południa, okolice Warbite wciąż spowija mgła, na zmianę zagęszczają się i rozmywają nad nami chmury. Siadamy przed bungalowem który jest siedzibą dyrekcji Parku Narodowego i czekamy. Nie ma mowy o nudzie, zniecierpliwieniu, wydarzenia same do nas przychodzą. Nagle zza mgły wyłania się biały wan, młoda dziewczyna na przednim siedzeniu szeroko uśmiecha się w naszą stronę. Samochód się zatrzymuje, dziewczyna wysiada i … wyraźnie zmierza w naszą stronę, wciąż się szeroko uśmiechając. Ach, to nie do nas, nie do mnie z Grażynką w każdym razie, to do Taty. Podchodzi blisko i pyta, czy tu wolne, po czym siada w odległości niecałych 3 cm od niego. Zagaduje, twarz jej promienieje, oczy błyszczą, wpatruje się bacznie w Tatę, a gdy ten odpowiada, połyka łapczywie każde słowo. Jak Boga kocham, miłość od pierwszego wejrzenia!, tracimy orientację, co jest grane? Co to za postać? Czy to jakaś leśna nimfa? Skąd się tu wzięła? Czy jest prawdziwa czy tylko nam się wydaje, że się tu zjawiła? Mgła się zagęszcza, dziewczyna wraca do wanu, znika we mgle.
Powietrze znowu lekko rzednieje. Podjeżdża Łada taksi. Michaił ma 65 lat, dwóch synów. Pracował kilka lat w Iraku, Jemenie, Izraelu. Ceni Polaków za naszą waleczność, zna polskie miasta, Popiełuszkę, Wałęsę, Jaruzelskiego. Po 10 minutach rozmowy wraca na chwilę do samochodu by przynieść słoiczek rakiji, domaszniej oczywiście. Nie przyjmie odmowy, musimy wszyscy wypić za nową przyjaźń. Polana zachodzi mgłą.
Zjawia się w końcu i sam Iwan, dyrektor, zwozi nas do Kresnej. Prosi, żeby nie wspominać o żadnej zapłacie, opieka nad turystami należy do jego obowiązków. Opieka nad turystami? Czujemy się jakbyśmy należeli do arystokratycznej międzynarodówki i właśnie byli przyjmowani gdzieś w Persji w pałacu! Ponieważ do autobusu z Kresnej w kierunku Banska jest jeszcze godzina, Iwan zawozi nas do przyjemnej knajpki, gdzie wspólnie zjadamy szopskie, kiufte i kebabcze. Po tym wszystkim Iwan odwozi nas jeszcze na przystanek. Żegna się i każe dzwonić jak tylko będziemy go potrzebować. Wciąż szczypiemy się, czy to wszystko dzieje się naprawdę.
W schronisku Wichren panuje prawdziwie górska atmosfera. Spotykamy wielu Polaków – Tomka i Małgosię, pracują w Mazurkas Travel, dwóch chłopaków z Krakowa i przebój roku– dwójka młodych studentów z Nowego Sącza, którzy poprzednią noc spędzili wysoko w górach w namiocie wśród burzy, wichury i gradu. Koło 22-giej idziemy spać z nadzieją, że gdy wstaniemy rano pogoda będzie w sam raz żeby iść na Wichren. Nie dostajemy żadnych sms-ów poza tymi od Vivatel, Telecom itd. Tylko oni się o nas troszczą.
24.9.08
Zjawy we mgle
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz